Podczas wyborów lokalnych w Anglii obsadzone zostało ok. 8 tysięcy mandatów w 230 samorządach. Sensacją jest skala porażki partii rządzącej.
Rządząca Partia Konserwatywna pod przywództwem Rishiego Sunaka poniosła klęskę – zdobywając 1820 mandatów stracili 815 radnych w porównaniu do wyborów z 2019 r. Oznacza to, że tracą samodzielną władzę w aż 40 z 69 samorządów.
Największa opozycyjna Partia Pracy zdobyła 446 mandatów więcej niż przed czterema laty i objęli samodzielną władzę w 17 samorządach. Odbudowany został „czerwony mur” w centralnej i północnej Anglii, a także a na południowym wschodzie kraju. Laburzyści zdobyli też samodzielną większość w Swindon, uznawanym za okręg będący prognostykiem przyszłorocznych wyborów parlamentarnych.
Torysi jednak tracą nie tylko na rzecz Partii Pracy. Fantastyczny wynik mają Liberalni Demokraci, którzy w skali kraju powiększyli liczbę mandatów o 281, a o siedem zwiększyli liczbę samorządów, w których mają samodzielną większość. Odbili szereg dotąd kontrolowanych przez torysów samorządów na południu.
Dobry wynik osiągnęli Zieloni, którzy po raz pierwszy w historii zdobyli większość w jednym z samorządów. Mają obecnie o 183 mandaty więcej niż przed czterema laty, co oznacza podwojenie liczby Zielonych w samorządach.
Głębokość spadku poparcia dla partii rządzącej jest tym bardziej jaskrawa, że już w wyborach przed czterema laty Partia Konserwatywna straciła 1,3 tys. mandatów i 44 rady lokalne. Tamta porażka była gwoździem do politycznej trumny premier Theresy May, co wykorzystał Boris Johnson i jego frakcja. Od dymisji latem ubiegłego roku Boris Johnson szuka drogi powrotu do siedziby premiera pod numerem 10 przy Downing Street. Fatalny wynik partii prowadzonej przez Sunaka da mu amunicję, by próbować przekonać parlamentarzystów, że tylko on może pozwolić im utrzymać mandaty w Izbie Gmin.