W domu aukcyjnym Christie’s w Londynie w 2021 roku sprzedano obraz w formacie .jpg, czyli plik komputerowy, za 67 mln. dolarów. Nadchodzi era NFT, czyli cyfrowej sztuki, pieniędzy i rozrywki… Czy to jest legalne i bezpieczne?
Łatwo zyskać, łatwo stracić
Celebryci i informatycy przekonują, że e-waluty są sprawdzone i bezpieczne, ale nie wszyscy dali się jak na razie przekonać. I nic dziwnego, bo w tym światku co chwilę pojawiają się czerwone lampki alarmowe, które każą zatrzymać się i naprawdę dobrze przemyśleć jakąkolwiek decyzję związaną z kryptowalutami. Wiosną Rishi Sunak entuzjastycznie zapowiedział, że Wielka Brytania będzie liderem w tej dziedzinie. Państwowe „monety” NFT miał do lata wyprodukować Royal Mint. Trudno o lepszą renomę: 1100 lat historii, bicie monet i medali dla władców, a nawet polskich 1,2 i 5-groszówek. Co mogło pójść nie tak? Rok się kończy, a o brytyjskiej NFT nadal jest cicho. Problemy mogą być jednak znacznie poważniejsze. Jedna z największych giełd kryptowalut FTX jeszcze kilka miesięcy temu była warta 32 mld. Dol. Założyciel był gwiazdorem nowych technologii, a firmę reklamowano na stadionach sportowych. Dziś grozi mu więzienie. Giełda upadła i nie wiadomo, czy milion jego klientów odzyska pieniądze. Eksperci uważają, że to cofnie branżę o kilka lat. Z drugiej strony może wymusić większą kontrolę nad rynkiem.
Zaczęło się od Bitcoina
A zaczęło się pięknie. Stworzona przez anonimowego twórcę w 2008 roku „cyfrowa moneta” miała umożliwić przeprowadzanie transakcji i gromadzenie oszczędności poza tradycyjnym systemem bankowym. Odporna na spekulacje walutowe, dostępna dla każdego – szybko zaczęła zyskiwać zwolenników spoza światka maniaków nowych technologii. Wszystko to oparto o technologię blockchain, czyli rozproszoną bazę danych, nad którą nikt konkretny nie ma kontroli. Dzięki temu miało być sprawiedliwie, a banki i rządy straciły kontrolę nad przepływem środków. Wkrótce pojawiły się kolejne kryptowaluty. W 2017 roku Bitcoinem można było płacić już w ponad stu polskich sklepach internetowych. O zagrożeniach najłatwiej pisać na przykładzie, za który może posłużyć 23-letni dziś Kiarash Hossainpour z Niemiec. Dzięki Bitcoinom został milionerem w wieku 18 lat. Wkrótce stał się ekspertem od cyfrowych walut i autorytetem dla innych inwestorów. Szczególnie upodobał sobie perspektywiczną walutę Luna, którą zachwalał w swoich analizach. Niestety, ta straciła w krótkim czasie praktycznie całą wartość. Pochodzącemu z Korei Południowej twórcy grożą zarzuty karne, ale nie poddaje się: ostatnio kupił Bitcoiny za łącznie 230 mln. dol. Tymczasem w 2022 roku Hossainpour stracił na cyfrowych walutach 90 proc. swojego dobytku. Nie panikuje, bo jego zdaniem inwestowanie to zajęcie długoterminowe, a ostatecznie „coiny” zyskają na wartości. Jak widać, jest to sport dla ludzi o stalowych nerwach. Nie ma przecież gwarancji, że oczekiwany zysk uda się wygenerować… za życia inwestora.
Rządowe NFT
Pierwszym krajem, który wypuścił własną walutę tego typu, była Słowenia. Dołączają do niej kolejne, ale na razie kończy się na gestach symbolicznych. Sand Dollar z Bahamów to tylko 0,1 proc. waluty tego kraju będącej w obiegu, a eksperci przestrzegają przed problemami z jego bezpieczeństwem. Kilkadziesiąt krajów jest w fazie testów lub – jak Wielka Brytania – dopiero zamierza wyprodukować takie monety. Nie da się ukryć, że dla rządu to byłoby olbrzymie ułatwienie. Zamiast produkcji monet i banknotów – cyfrowy pieniądz. Wszystko wskazuje jednak na to, że będzie wtedy można zapomnieć o anonimowości transakcji. Najwięksi pesymiści przestrzegają przed światem, w którym o dostępie do podstawowych praw i usług decyduje cyfrowy paszport, aplikacje i wirtualny portfel pełen „rządowych”, ściśle kontrolowanych pieniędzy.
Cyfrowa waluta w złych rękach
Nie dalej jak w czerwcu w chińskiej prowincji Henan odbyły się protesty pod kilkoma bankami, które zawiesiły wypłaty środków z powodu wewnętrznych problemów. Po czasie BBC podało, że niektórzy protestujący nie mogli później skorzystać z transportu publicznego i niektórych usług, bo zostali zidentyfikowani za pomocą swojej covidowej aplikacji. W Chinach działa już system punktacji społecznej przyznawanej za prawidłową postawę społeczną czy brak długów. Czy w sytuacji, gdyby nie istniały rzeczywiste pieniądze, a jedynie ściśle kontrolowana e-waluta, trudno wyobrazić sobie, by środki „niepokornego” obywatela zostały zablokowane? Badacze tego tematu w podobnym kontekście mówią o dochodzie gwarantowanym. Gdyby rządom udało się go wypłacić w e-tokenach, to obywatel mógłby za nie kupić tylko pewne towary przez określony czas, a cały obrót środkami byłby ściśle kontrolowany.
Sztuka w NFT?
Było tylko kwestią czasu, aż powstaną kolejne pomysły na wykorzystanie technologii blockchain i kryptowalut. Aż się prosiło, by osobną, cyfrową walutą płacić choćby w grach komputerowych, pogłębiając wrażenie, że jesteśmy w zupełnie „innym świecie”. Nowinką on-line są cyfrowe dzieła sztuki na zasadzie NFT. Najdroższe z nich sprzedano ostatnio za 67 mln. dol, ale są i inne, jak np. prace Kevina Aboscha za 960 tys. dol., czyli mówiąc wprost: zrobione przez niego zdjęcie róży. Świat sztuki już od jakiegoś czasu był blisko spekulantów. Milionerzy często inwestowali w dzieła ukryte w skarbcach na końcu świata i nawet ich nigdy nie widzieli, a po kilku latach sprzedawali je z zyskiem… Pojawia się pytanie, czy wirtualne zdjęcie kwiatu za blisko milion dolarów może mieć jakąkolwiek funkcję poza wypraniem pieniędzy nabywcy? Inaczej widzą to miłośnicy nowej technologii. Ich zdaniem cyfrowa sztuka to bezpieczeństwo (obrazu nie da się zalać, ukraść, zgubić ani spalić…), a możliwość nabycia oryginału dzieła jest wybawieniem w internecie, gdzie dotychczas krążyły tysiące nieuprawnionych kopii. Certyfikat posiadania NFT miałby rozwiązać problemy z weryfikacją prawa własności.
Kuriozalne tokeny gwiazd
Celebryci chętnie inwestują w tę technologię. Modelka Bella Hadid zrobiła 11 111 kopii skanu swojego ciała, które fani mogą kupić pod nazwą CY-B3LLA. Raper Snoop Dogg sprzedaje limitowaną liczbę kopii swoich wspomnień i unikalne utwory, a nawet stworzył Snoopverse, gdzie ktoś zapłacił już ok. 145 tys. dol. za możliwość zostania jego sąsiadem. Teoretycznie możliwość zjedzenia obiadu z gwiazdą, zakupu płyty z autografem czy pukla jej włosów to żadna nowość, choć pomysły celebrytów związane z NFT stają się coraz bardziej kuriozalne. W Polsce Magda Gessler czy Krzysztof Gonciarz postanowili zaryzykować swoją reputację po to, by promować wirtualne misie, które można kupić za 0,15 Ethereum, czyli ok. 1800 złotych… Mniej znana celebrytka z TikToka sprzedaje swoją miłość, a jedna z niesławnych patostreamerek – dosyć pokraczne avatary swojego ciała.
Piękna torebka, ale cyfrowa
– Pierwszym cyfrowym modowym przedmiotem, który kupiłam, nie była torebka, lecz okulary przeciwsłoneczne od Stelli McCartney. – chwaliła się ostatnio „matka chrzestna Metaverse” Cathy Hackl w wywiadzie na łamach polskiej edycji Vogue, gdzie zachwalała czytelnikom NFT, blockchain i wirtualną modę. I choć z pewnością technologie te niosą ze sobą wiele ciekawych zastosowań, to słysząc o wirtualnych torebkach od projektantów, nie sposób nie przypomnieć sobie bajki o nowych szatach cesarza. „Dworzanie, którzy mieli nieść tren, schylili się do ziemi i czynili takie ruchy rękami, jakby ów tren podnosili; a potem szli i udawali, że coś niosą w powietrzu; nie ośmielili się okazać, że nic nie widzą. (…) Nikt nie chciał po sobie pokazać, że nic nie widzi, bo wtedy okazałoby się, że nie nadaje się do swego urzędu albo że jest głupi.„ Jak wiadomo, bajka zakończyła się w momencie, gdy dziecko zauważyło, że król jest w rzeczywistości nagi. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że cyfrowe biznesy celebrytów, artystów i kupców będą miały dla nich szczęśliwszy finał.
Sonia Grodek