Leszek Kołakowski pisał w swoim eseju „Jezus ośmieszony”, że „wiara może obejść się bez teologii”. Zapewne wielu uczonych teologów oburzy się tym stwierdzeniem, jednak w takie święta jak Boże Narodzenie, trudno się z nim nie zgodzić. Prawda o Narodzeniu Chrystusa wydaje się na tyle oczywista, prosta i bliska każdemu wierzącemu człowiekowi, że nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień, interpretacji, teologicznych traktatów o Wcieleniu itd. Dla człowieka wierzącego zupełnie naturalne jest, że Bóg stał się człowiekiem. Warto jednak pamiętać, że żywa wiara jest jasna i zrozumiała dla wierzącego, ale już trudna do zrozumienia i niejasne dla niewierzącego. Kiedyś w ramach przedświątecznej sondy ulicznej w Paryżu ankieterzy pytali przechodniów, co znaczy słowo „Noël” (francuska nazwa Bożego Narodzenia). Zapytywani albo nie wiedzieli, albo mówili jakieś głupstwa. Pewnie u nas wyglądałoby to lepiej, bo polska nazwa tych Świąt sugeruje jednak coś więcej.
Z Bożego Narodzenia niemal zawsze robi się opowieść baśniowo piękną i nierealną. Nie ma w tym jednak nic niestosownego. Bardziej można się zżymać, że dzisiaj z tych świąt robi się reklamowy show. Albo idzie się jeszcze dalej. Rok temu przed Bożym Narodzeniem na londyńskich przystankach autobusowych i stacjach metra można było zobaczyć świąteczne reklamy Coca-Coli, które zapowiadały nie nadchodzące „Christmas”, ale… wakacje. Po ponad dziewięciu latach spędzonych w Londynie nie dziwię się już takim reklamom. Wszak dla wielu naszych znajomych Boże Narodzenie to już nie czas świąteczny, nawet nie piękna baśń, ale zwyczajne wakacje. Trudno jednak wymagać od ludzi niewierzących, by przyjmowali i rozumieli coś, co dla nich jest totalnie obce, niezrozumiałe, niejasne i nierealne.
Dlatego ważne jest, byśmy pielęgnowali bożonarodzeniowe tradycje nawet jeśli dla innych będą one wydawały się śmieszne. Właśnie dlatego wierzę w woła i osła w szopce, w łańcuchy na choince, że „panna na ten czas psałterz czytała”, gdy przyszedł do niej Gabriel, i że las cierniowy zakwitł różami, gdy Maryja szła z Jezusem w łonie do Elżbiety – jak mówi chorał adwentowy. Lubię nasze rzewne jasełka i teksty kolęd typu „pastuszkowie mili”, „anieli”, co w „locie stanęli”, „wół, osioł”, „trzej królowie, monarchowie”. Wierzę św. Łukaszowi Ewangeliście, który informuje nas, że „wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzono spis ludności w całym świecie…”, choć zdaniem wielu autorów takiego spisu w tym czasie w ogóle nie było. Być może, mówią, Łukasz go wymyślił, by narodzeniu Jezusa nadać wymiary planetarne. Wierzę, że w Betlejem aniołowie śpiewali zarówno „chwała… ludziom dobrej woli”, jak i „chwała… ludziom Bożego upodobania”.
Ta wiara, podobnie jak pewnie i dla Was, jest dla mnie czymś naturalnym. Te elementy opisów Narodzenia Pana przyjmuję bez buntu i intelektualnego nastroszenia również dlatego, że wiem jak czytać Biblię. Myślę, że z okazji Bożego Narodzenia należy wyjaśnić i przypomnieć, że opisy zawarte w Piśmie Świętym, także w Nowym Testamencie, mają wprawdzie twardą podstawę historyczną, ale nie są ani reportażami, ani relacjami historycznymi. Czym zatem są? Są przekazem wiary. Przekaz ten dokonywany jest według przyjętych wówczas reguł. Kiedy mowa jest tam o snach albo o aniołach, autor chce po prostu wskazać na szczególną interwencję Boga. Przecież i wtedy czytelnicy tego przekazu wiedzieli, że aniołów nie spotyka się ot tak na ulicy. Słowa wkładane przez autorów natchnionych w usta aniołów rozumiano jako przekazane ludziom słowa Boga, objawioną Jego bliskość, Jego natchnienia. Dlatego szczerze w to wierzę, bo w tych słowach, nawet dwa tysiące lat późnie, rzeczywiście czuję bliskość Boga.
Leszek Kołakowski pisał, że „wiara może obejść się bez teologii”. Zgoda, ale prawdziwa wiara szuka również zrozumienia. Dlatego warto w te świąteczne dni szukać zrozumienia tego, co być może nie zawsze jest oczywiste: po co w szopce wół i osioł, skąd się wzięli tam anieli i pastuszkowie mili, trzej królowie czy może raczej magowie itd. Odpowiedzi na te i inne pytania od wieków znamy, także dzięki teologii. A co z kwestią wiarygodności św. Łukasza Ewangelisty i spisu ludności, o którym wspomina? Czy to możliwe, żeby dopuścił się kłamstwa, a jeśli nawet nie, to dalece posuniętej manipulacji? Kard. Gianfranco Ravasi w książce „I Vangeli del Dio con noi” wyjaśnia, dlaczego Łukasz jest wiarygodny. Ten znakomity znawca Biblii i jej popularyzator, w książce poświęconej tzw. „ewangeliom dzieciństwa Jezusa” precyzyjnie, w oparciu o źródła wykazuje, jak powierzchowne są argumenty podważające historyczność spisu. Łukasz niczego nie zmyślił, wbrew interpretacji dość rozpowszechnionej w popularnych opracowaniach.
Boże Narodzenie, choć dla nas wydaje się naturalne i oczywiste, wciąż pozostaje tajemnicą. Sens świętowania Narodzin Chrystusa polega także na tym, by tę tajemnicę każdego roku zgłębiać i na nowo odkrywać, czego sobie i Wam serdecznie życzę.
Ks. Bartosz Rajewski
www.parafia-kensington.uk