Jak wesprzeć gospodarkę UK? Najważniejsza jest aktywizacja zawodowa osób, które nie pracują i nie poszukują pracy. To może być sposób na zmniejszenie długu publicznego Wielkiej Brytanii – pisze na łamach “Daily Telegraph” prof. David Miles z Biura Odpowiedzialności Budżetowej.
Miles przekonuje, że wzrost populacji Wielkiej Brytanii spowodowany migracją może nie zapewnić długoterminowego wsparcia dla finansów publicznych, gdyż imigranci prawdopodobnie z czasem jeszcze zwiększą presję na usługi publiczne. Ekonomista ocenił reformy systemu zasiłkowego, które zachęciłyby więcej osób do powrotu do pracy jako “jednoznacznie korzystne” dla gospodarki, dodając, że dążenie do zwiększenia zatrudnienia byłoby “szczególnie korzystne” w przypadku młodszych osób cierpiących na zaburzenia psychiczne. Zaznaczył natomiast, że “jest znacznie mniej jasne, czy utrzymujący się wysoki poziom imigracji netto w celu zwiększenia siły roboczej może wygenerować trwałą poprawę fiskalną”.
Dług publiczny Wielkiej Brytanii oscyluje w okolicach 100 proc. PKB, przy czym wzrósł on gwałtownie w ciągu ostatnich 20 lat, bo na początku obecnego wieku był on poniżej 40 proc.
Miles argumentuje, że korzystna byłaby taka reforma, która przywróciłaby na rynek pracy ludzi nieaktywnych zawodowo, co zarazem zmniejszyłoby koszty ponoszone przez podatników. Według urzędu statystycznego ONS, 9,25 mln osób w wieku od 16 do 64 lat nie pracuje ani nie szuka pracy, z czego ok. 2,8 mln wypadło z rynku pracy z powodu stanu zdrowia. Ta liczba znacząco zwiększyła się od czasu pandemii COVID-19.
“Nowi imigranci, zwłaszcza jeśli przyjeżdżają na podstawie wiz pracowniczych, mogą przez kilka lat generować korzystny bilans dodatkowych wpływów podatkowych w stosunku do dodatkowych wydatków publicznych. Ale imigranci, którzy zostają, starzeją się i mają dzieci, więc korzystny stosunek podatków do wydatków nie utrzymuje się. A nawet jeśli korzystne skutki fiskalne utrzymują się, mogą one wynikać głównie z faktu, że wydatki rządowe na usługi publiczne (w szczególności na opiekę zdrowotną i edukację) spadają w przeliczeniu na mieszkańca, a jakość tych usług ulega pogorszeniu wraz ze wzrostem liczby ludności” – zauważa Miles.