Lotnisko Heathrow broni decyzji o 18-godzinnym zamknięciu obiektu po potężnej awarii w ubiegły czwartek i piątek. Kosztowała ona linie lotnicze dziesiątki milionów funtów i utrudniła podróże tysiącom pasażerów.
Od piątku (21 marca) pojawiają się pytania o to, jak mogło dojść do takiej awarii w jednym z kluczowych punktów brytyjskiej infrastruktury i czy konieczne było zamknięcie wszystkich czterech terminali na Heathrow. Zarówno operator brytyjskiej sieci energetycznej National Grid, jak i zarząd lotniska zgodzili się, że awaria transformatora była zdarzeniem bezprecedensowym.
Heathrow poinformowało, że w czwartek wieczorem doszło do pożaru stacji transformatorowej i to właśnie to zdarzenie zakłóciło działalność portu, zmuszając do jego zamknięcia w celu rekonfiguracji systemów i przełączenia na alternatywne źródło zasilania. – Trzeba było bezpiecznie odłączyć setki ważnych systemów na lotnisku, a potem stopniowo wszystko ponownie uruchamiać – powiedział rzecznik Heathrow. – Biorąc pod uwagę rozmiar lotniska i jego złożoność operacyjną, ponowne uruchomienie portu po takiej awarii było ogromnym wyzwaniem.
Krytyka pod adresem zarządu Heathrow nasiliła się jednak po tym, jak prezes National Grid powiedział w rozmowie z mediami, że sieć przesyłowa była w stanie dostarczać prąd na lotnisko przez cały czas, gdy ruch lotniczy był unieruchomiony. Po pożarze wciąż dostępne były dwie inne stacje transformatorowe, co dowodzi odporności sieci.
Tymczasem linie lotnicze, w tym British Airways, które ucierpiało najbardziej, podliczają straty. Brytyjski rząd oraz zarząd Heathrow zlecili już przeprowadzenie przeglądów w celu wyjaśnienia sytuacji.
Heathrow jest spółką należącą do wielu udziałowców, w tym francuskiej grupy inwestycyjnej Ardian, katarskiego funduszu inwestycyjnego Qatar Investment Authority oraz saudyjskiego funduszuPublic Investment Fund.
Heathtow – zdjęcie poglądowe, Shutterstock