Miejsc pracy w branży „zielonych” technologii przybywa na Wyspach cztery razy szybciej, niż innych – wynika z najnowszych danych PwC. Co to za praca i gdzie można ją znaleźć?
Na portalach z ogłoszeniami i w urzędach pracy takich ofert jest 336 tys. Co ciekawe, wg. ONS co czwarty Brytyjczyk określa swoje miejsce pracy jako – przynajmniej w pewnym stopniu – zielone, co pokazuje, że zmiana już się odbywa. Zdaniem Scottish Renewables najszybciej do nowej rzeczywistości adaptują się studenci. W Szkocji liczba uczniów na kursach związanych z odnawialnymi źródłami energii wzrosła w ciągu ostatnich lat o 70 proc. Nie jest prawdą, że ta praca jest tylko dla inżynierów. Większość firm potrzebuje teraz konsultantów i menadżerów, którzy pomogą wprowadzić ekologiczne rozwiązania, takie jak recycling, fotowoltaika czy oszczędność prądu. Większość uniwersytetów oferuje studia tego typu. Absolwenci kierunków takich, jak architektura, zrównoważony rozwój czy zarządzanie mogą też łatwo przebranżowić się na studiach podyplomowych. Można też wybrać studia magisterskie związane z branżą, nawet mając licencjat na kierunku niezwiązanym z energią odnawialną. Jest też praca dla… księgowych. Okazuje się, że ciągle zmieniające się upusty podatkowe, granty i stawki za energię przysparzają firmom sporo problemów przy rozliczeniach, a nie każdy księgowy jest w stanie im pomóc. Ten, który skończy kurs lub na własną rękę zgłębi meandry biurokracji związanej z „zielonymi” podatkami, może mieć w najbliższych latach sporo pracy. Na portalach z ogłoszeniami pojawiają się też oferty dla m.in. hydrologów, ekologów i geologów.
Miejsca pracy powstaną, czy znikną?
Zasadne jest pytane, czy „zielona rewolucja” nie doprowadzi do zniknięcia części miejsc pracy? Tak twierdzą krytycy szybkiej i hojnie dotowanej przez rząd reformy sektora energetycznego. Climate Change Commitee podaje tymczasem, że większość pracowników zatrudnionych jest w sektorach, które mogą jeszcze wzrosnąć w efekcie zmian. Ich zdaniem 7 proc. firm przetrwa, ale po przejściu na zeroemisyjne paliwa, i tylko 1 proc. miejsc pracy w sektorach związanych z ropą czy gazem ma całkowicie zniknąć. Raport organizacji zakłada, że powstanie 135-725 tys. nowych miejsc pracy przy produkcji baterii czy samochodów elektrycznych. Czy wszystko to nie przypomina zamykania kopalni, które zaowocowały w latach 70. i 80. XX w. olbrzymim bezrobociem w przemysłowych regionach Anglii? Zdaniem CCC nie, bo zmiana będzie łagodniejsza, a dotowane przez państwo „zielone” fabryki mogą powstawać właśnie tam, gdzie bezrobocie jest największe.
Monter turbin i paneli
Większość osób zaczynających taką pracę myśli raczej o zatrudnieniu przy montażu i konserwacji urządzeń, niż na stanowisku geologa czy menadżera. Elektryk z doświadczeniem w urządzeniach nisko- i średnionapięciowych może np. znaleźć pracę w Tesli w Leeds. Oczekiwania? Płynny angielski i gotowość do częstych podróży, a także do pracy w nietypowych godzinach. Z kolei w Peterborough poszukiwany jest konserwator instalacji fotowoltaicznych. Elektryk musi mieć uprawnienia zawodowe trzeciego stopnia i uprawnienia do pracy na wysokościach. Z kolei w Barrow-In-Furness trwają poszukiwania technika, który zajmie się turbinami wiatrowymi w firmie Vattenfall. Kandydat musi być technikiem z dobrą znajomością programów komputerowych. Talent.com podaje, że średnio monter paneli zarabia 15 funtów za godzinę, Co ciekawe, większość stanowisk to cały etat z pełnym pakietów benefitów.
Gdzie najwięcej pracy?
Co trzecia oferta pochodzi z Londynu i okolic, i są to głównie stanowiska specjalistyczne – dla inżynierów i projektantów. Tymczasem w Walii, gdzie też trwają prace nad energią słoneczną i wodną, więcej jest ofert przy produkcji paneli lub montażu. Da się też znaleźć ciekawe oferty w Szkocji, gdzie mieści się większość morskich farm wiatrowych. Na razie rynek pracy w tej branży jest umiejscowiony w tych trzech miejscach – mieszkańcy pozostałych części kraju będą mieli duży problem ze znalezieniem tego typu ofert. W najgorszej sytuacji mogą być mieszkańcy poprzemysłowych regionów na północy, gdzie dotychczas wśród pracodawców królowały kopalnie, rafinerie i firmy zajmujące się wydobyciem i przesyłem gazu. Ale jest też światełko w tunelu: morza na północy kraju są drugie na świecie, jeśli chodzi o potencjał do inwestycji w morskie farmy wiatrowe, a politycy mają zamiar to w najbliższym czasie wykorzystać.
Projekty wstrzymane?
Nie obywa się jednak bez problemów. Latem wstrzymano projekt Norfolk Boreas. Według planu na morzu miało stanąć 150 wiatraków, które miały dostarczać prąd do 1,5 mln. domów. Inwestor twierdzi jednak, że od czasu, gdy farma była w fazie planów, do momentu realizacji inwestycji, koszty wzrosły o 40 proc. Podobno farma wiatrowa byłaby w obecnych realiach nieopłacalna. Złośliwi twierdzą, że cała branża opiera się na hojnych dotacjach rządowych. Najdalej w obietnicach posuwają się Laburzyści. Jeśli będą rządzić, obiecują 500 mln funtów rocznie na energię słoneczną i wiatrową. Zależy im, by miejsca pracy tego typu pozostały na Wyspach. Ich projekt zakłada, że aby dostać pieniądze, firma musiałaby udowodnić, że przyczyni się do stworzenia dobrych miejsc pracy. Nie jest tajemnicą, że 41 proc. takiej produkcji jak na razie jest w Chinach, gdzie zarówno warunki zatrudnienia, jak i proces produkcji może pozostawiać wiele do życzenia. Dalej na liście jest Brazylia, Unia Europejska i Indie. Z myślą o brytyjskich pracownikach miejmy nadzieję, że już wkrótce Wielka Brytania znajdzie się wyżej w tym rankingu.
A w Polsce?
Na razie 129 tys. miejsc pracy w branży OZE w Polsce może nie brzmi zbyt dumnie, ale liczba ta rośnie stabilnie od kilku lat. Wkrótce ma zostać otwarta fabryka pomp ciepła Bosch, a to przyniesie dodatkowych 500 miejsc pracy. Podobny zakład planuje otworzyć w 2024 r. Daikin Industries w Ksawerowie. Zatrudnionych ma zostać nawet 3 tys. osób. Coraz więcej mówi się też o wykorzystaniu potencjału Bałtyku pod kątem firm wiatrowych – gdyby to się udało, z energii wiatrowej pochodzić miałoby nawet 57 proc. polskiego prądu. Jak to się przekłada na pracę? Monter turbin wiatrowych może znaleźć zatrudnienie m.in. we Wrocławiu, Elblągu oraz Lesznie. Najciekawiej prezentuje się oferta z Leszna, gdzie technik elektryk-mechanik z prawem jazdy kat. B może liczyć na min. 10 tys. zł. brutto miesięcznie. Coraz łatwiej jest też zdobyć kwalifikacje potrzebne na wyższych stanowiskach; na Politechnice Gdańskiej otwarto kierunek Nowe Technologie na wydziale chemicznym.
Praca w innych krajach unijnych
Jest też praca za granicą dla kandydatów z Polski. W październiku na portalach były oferty dla monterów fotowoltaiki m.in. w Niemczech i we Francji… ale nie w Wielkiej Brytanii. Dane unijnych agend to potwierdzają: Niemcy odpowiadają za 17 proc. unijnych miejsc pracy w OZE, Włochy – 14 proc., Francja 11 proc. (a Polska jest tu na czwartym miejscu). W Unii najwięcej potrzeba monterów pomp ciepła, dalej – specjalistów od biomasy, a dopiero na trzecim miejscu są osoby związane z branżą fotowoltaiczną. Co ciekawe, wśród wymagań dla takich pracowników w Niemczech nie ma żadnego konkretnego kursu, ani nawet znajomości języków. Jedynie prawo jazdy było mile widziane. Na pełen etat można było zarobić w przeliczeniu 15 – 21 tys. zł. O tym, jak wiele takich specjalistów potrzeba, świadczyć może ogłoszenie zamieszczone przez jedną z francuskich firm, która oferuje 300 euro za polecenie każdego elektryka, hydraulika, montera wentylacji, montera fotowoltaiki, montera modułów, spawaczy z min. 2-letnim doświadczeniem. To pokazuje, że pracy w tym sektorze rzeczywiście będzie tylko przybywać.
Sonia Grodek