You are currently viewing Dżem gra na Wyspach!

Dżem gra na Wyspach!

  • Post author:
Udostępnij:

Legenda polskiego bluesa i rocka, zespół Dżem, przyjeżdża na Wyspy! 14 maja wystąpi na scenie Manchester Academy w Manchesterze, a 15 maja – w Londynie, w o2 Shepherd’sBush Empire. Przed zespołem Dżem zagrają The Bad Heritage z Manchesteru oraz Pif Paf z przyjaciółmi z legendarnego zespołu Chłopcy z Placu Broni.  Jesteśmy jednym z patronów tego koncertu, a Sami Swoi Przekazy Pieniężne – jednym ze sponsorów.

Reklama

Mówi się o nich „polscy Rolling Stonesi”… I faktycznie – coś w tym jest. Choćby ze względu na źródła muzyki, żonglowanie stylami, konsekwencję. Ze względu na staż, pod względem którego coraz mniej mają równych. Ze względu na nie harcerski tryb życia oczywiście też. No i ze względu na skomplikowane, nie wolne od dramatów dzieje…

Choć muzyczna Polska poznała Dżem na początku lat 80., i właśnie na ogół wtedy biorą początek jego biografie, tak naprawdę korzenie grupy sięgają dużo, dużo dalej. Do roku 1973, kiedy to raczej niezobowiązująco grywali ze sobą bracia Beno (gitara basowa) i Adam (gitara) Otrębowie, Paweł Berger (piano) i Aleksander Wojtasiak (perkusja).

Dżem zagrał podczas festiwalu Jarocin ’80 (wówczas noszącego nazwę I Przeglądu Muzyki Młodej Generacji), i okazał się największym odkryciem imprezy. Potem zespół znakomicie przyjął się na innych estradach, wywołując aplauz na takich imprezach, jak Folk-Blues Meeting, Rawa Blues, Jarocin (powrót już w roli gwiazdy, a przynajmniej gwiazdki), Rock Na Wyspie czy Rockowisko. Po trzecie – zespół wreszcie zaczął nagrywać. Spośród sesji dla radia, jakie wówczas zanotował, z pewnością najważniejsza jest ta, podczas której muzycy nagrali piosenki „Paw” i „Whisky” – bo „Paw” stał się pierwszym przebojem Dżemu, zaś „Whisky” z czasem przebojem największym w całych dziejach grupy, po prostu hymnem i standardem. A spośród innych ówczesnych sesji wyróżniała się ta związana z udziałem w śpiewogrze „Pozłacany warkocz” Katarzyny Gaertner.

Kaseta „Dżem”, nagrana w 1984 na żywo na świnoujskiej FAMIE (a od 1992 wznawiana na płytach jako „Dzień, w którym pękło niebo”), dziś – ze względu na nie zgrywany dźwięk – ma raczej historyczne znaczenie, ale wtedy robiła wrażenie… samą swą obecnością. Natomiast nagrany i wydany w 1985 roku longplay „Cegła” to już ścisły kanon polskiego rocka, a przy okazji największy bestseller w dyskografii Dżemu. No bo przecież „Cegła” to greatest hits utwór w utwór – od „Whisky” poczynając, zaś na kolejnym wielkim hicie, „Czerwonym jak cegła”, kończąc. A jeszcze „Oh, Słodka”, „Jesiony”, „Kim jestem”… Jakby tego było mało, zespół dorzucił kolejnego singla – „Skazany na bluesa”/„Mała aleja Róż” (pierwszy z tych utworów poświęcając Ryszardowi „Skibie” Skibińskiemu).

(…) Jeśli coś było w roku 1986 niedobrego, to tylko wyodrębnianie się w zespole „frakcji narkotykowej” w osobach Riedla i Giercuszkiewicza. Właśnie na tym tle doszło podczas nagrywania kolejnej płyty do zmiany – Giercuszkiewicza na czas sesji zastąpił Krzysztof Przybyłowicz, zaś potem na stałe Marek Kapłon (znany z TSA). Z ponurych narkotykowych powodów wokalista zaczął opuszczać niektóre koncerty – to z własnej winy, to karnie od nich odsuwany.

Dlatego w roku 1987 Dżem wyjątkowo często występował bez Riedla, za to z Ireneuszem Dudkiem, Moniką Adamowską i – przede wszystkim – z Tadeuszem Nalepą. Z tym ostatnim nawet na tak prestiżowych imprezach, jak Rawa Blues i prolog Jazz Jamboree. Z „ojcem polskiego bluesa” Dżem także nagrywał. Ale nim Polska poznała te nagrania, mogła posłuchać kolejnych płyt Dżemu z jego macierzystym wokalistą. Przede wszystkim premierowych utworów zebranych na „Zemście nietoperzy” (głównie w stylu blues-rockowym, choć w roli głównej reggae’owe „Naiwne pytania”).

Pod koniec lat 80. Dżem zaczął coraz częściej pracować z wokalistkami. Na transmitowanym równolegle w radiu i telewizji koncercie pt. Dżem i Przyjaciele śpiewała z zespołem Małgorzata Ostrowska, w ZSRR (a dokładniej mówiąc w Leningradzie i dalekim Kazachstanie) – Martyna Jakubowicz. To znów było świadectwo kłopotów, jakie ma Dżem ze swoim właściwym wokalistą. To oraz album „The Band Plays On…” zawierający utwory instrumentalne (z santanowskim „Karlusem” w roli absolutnie głównej) przygotowane na wypadek, gdyby Riedel nie stawił się na koncert. Ale Riedel potrafił i utrudnić nagrania studyjne, czego dowodem „Najemnik” – płyta z jednej strony niedopracowana, ale z drugiej… klasyczna dzięki obecności „Modlitwy III”, „Wehikułu czasu”, „Harleya”. 24 czerwca 89, niedługo przed wydaniem „Najemnika”, zespół dał w katowickim Spodku wielki koncert z okazji swego dziesięciolecia. (…)

Ale przecież bardzo dobrze było tylko na scenie… Bo na pewno nie ze zdrowiem wokalisty. W 1994 zdrowie Ryszarda Riedla było już bardzo złe… Zmarł 30 lipca. Przyszłość Dżemu była wtedy bardzo niepewna.

Z myślą, że będą musieli spróbować pracować bez Riedla, instrumentaliści oswajali się jeszcze za życia swego najsłynniejszego wokalisty. Wtedy powstał pomysł konkursu. Konkursu, który wygrał Jacek Dewódzki, na dużej scenie praktycznie debiutant. Wedle jednych kopia Riedla, wedle innych oryginał… Na pewno ktoś, kto chciał i nie bał się stawić czoła legendzie.

Dewódzki zaczął od nagrania albumu „Kilka zdartych płyt”, przyczyniając się do przestawienia Dżemu na nowe, hardrockowe tory (choć głównymi wizytówkami płyty okazały się ballady „Zapal świeczkę” i „Dzikość mego serca”). Nowy wokalista prawdziwy chrzest przeszedł w Spodku uczestnicząc – obok jedenaściorga gwiazd polskiej sceny (m.in. Jakubowicz, Ostrowskiej, Nalepy, Czesława Niemena, Wojciecha Waglewskiego, Krystyny Prońko) – we wzruszającym koncercie zorganizowanym w wigilię pierwszej rocznicy śmierci Riedla, który to koncert został udokumentowany aż trzypłytowym albumem „List do R. na 12 głosów”.

Wyjątkowy – zresztą nie tylko w skali drugiej połowy lat 90. – okazał się rok 1998. Ze względu na to, że Dżem poprzedzał na stadionie w Chorzowie samych Rolling Stonesów, ale też ze względu na fakt, iż dał cykl koncertów – prekursorski w polskich warunkach – z orkiestrą i chórem w przearanżowanym repertuarze własnym. Udokumentowały to płyty „Dżem w Operze” (98) z piosenkami bardziej przebojowymi oraz „Dżem w Operze 2” (99) z formami dłuższymi; a „Dżem w Operze” to przy okazji tytuł jedynej oficjalnej wideokasety w dorobku formacji. Pomiędzy wydaniem obu płyt symfonicznych miał miejsce pierwszy wyjazd zespołu do Stanów Zjednoczonych (które muzycy potem odwiedzali już regularnie co kilka lat).

Nowa dekada, nowy wiek i… nowy wokalista. Płyta „Być albo mieć” okazała się pożegnaniem z Dżemem Dewódzkiego. Bo pojawił się ktoś, kto formułę mógł odświeżyć – Maciej Balcar. Ta zmiana wokalisty wywołała o ileż mniejsze emocje niż poprzednia. Również dlatego, iż trzeci wokalista bardziej przypominał pierwszego… A pierwszy duży koncert Dżemu z Balcarem miał miejsce na Tyskim Festiwalu Muzycznym im. Ryśka Riedla – imprezie, która w nowym wieku stała się rokrocznym festiwalem Dżemu. (…)

W lecie 2004 grupa pierwszy raz pojechała do tak ważnego muzycznie kraju, jakim jest Wielka Brytania, a wkrótce potem wyszła owa płyta z nowym materiałem – „2004”. I to nowym również jeśli chodzi o stylistykę – zwłaszcza w piosenkach soulo-popowych „Nieproszony” i „Dzień świstaka”; choć Dżem przecież nie z tych, którzy wypierają się przeszłości – co udowodnił zwłaszcza „Gorszy dzień”, nowy koncertowy przebój. Ale grupa miała i nowy przebój radiowy, bo takim stała się melancholijna, gorzko-słodka ballada „Do kołyski”.

Zwłokę z wydaniem „2004” spowodowały kłopoty zdrowotne muzyków, które do szpitala sprowadziły najpierw B. Otrębę, a później Balcara. Cóż to jednak znaczy przy tym, co zdarzyło się pod Jaworznem rankiem przeklętego 27 stycznia 2005. Bus, którym zespół wracał z akustycznego koncertu w Rzeszowie, potrącony przez wyprzedzający go samochód wypadł z szosy i koziołkował. Dla każdego był to wypadek bolesny, a dla Pawła Bergera okazał się śmiertelny… Może to tak musi być, że za taką muzykę trzeba co jakiś czas płacić cenę najwyższą?

W czym jak w czym, ale w stawaniu z powrotem na nogi Dżem nabrał wprawy. Przydała się – bo znów stanął. Pierwszym poważnym zadaniem składu z nowym klawiszowcem Januszem Borzuckim był cykl koncertów promujących wejście na ekrany „Skazanego na bluesa” – jedynego filmu fabularnego o polskim muzyku rockowym, Ryszardzie Riedlu rzecz jasna. Drugim okazał się koncert w Zabrzu dokładnie w pierwszą rocznicę wypadku i oczywiście poświęcony pamięci Bergera.

Fragment historii grupy ze strony internetowej zespołu, autorstwa Jana Skaradzińskiego

Reklama

 


Udostępnij: