Jeśli ktoś myśli, że rolnicy protestują tylko w UE, jest w błędzie. Protesty trwają w UE, i w Polsce i w UK. Wczoraj 5500 gumiaków symbolizujących 5500 miejsc pracy, które zostaną utracone na wsi, rolnicy ustawili przed siedzibą parlamentu Walii, w kolejnym proteście przeciw proponowanym nowym zasadom przyznawania subsydiów rolnych.
Walia jest jedyną częścią Zjednoczonego Królestwa, w której trwają – już od kilku tygodni – protesty rolników. Głównym powodem ich niezadowolenia jest przedstawiony przez walijski rząd do konsultacji Plan Zrównoważonego Rolnictwa (SFS) – nowy plan subsydiów rolnych, kładący znacznie większy nacisk na środowisko i mający wejść w życie w przyszłym roku. Zgodnie z planem, aby uzyskać dopłaty, rolnicy mieliby zobowiązać się do to tego, że na 10 proc. posiadanej przez nich ziemi będą rosły drzewa, a kolejne 10 proc. przeznaczone będzie na siedliska dzikiej przyrody.
Ocena skutków ekonomicznych opublikowana wraz z tym planem sugeruje, że doprowadzi to do zmniejszenia liczby zwierząt gospodarskich o 10,8 proc. i zmniejszenia zapotrzebowania na siłę roboczą w walijskich gospodarstwach rolnych o 11 proc. Według NFU Cymru, walijskiej gałęzi głównej brytyjskiej organizacji rolników, która była organizatorem środowego protestu, przełoży się to na utratę zatrudnienia przez 5,5 tys. osób.
Zwolennicy programu twierdzą, że jego zasady są bardziej elastyczne, niż się wydaje – i że są niezbędne, aby pomóc Walii w walce ze zmianami klimatu i niszczeniem środowiska, np. pola wykorzystywane do wypasu zwierząt gospodarskich mogą być uznawane za siedliska dzikiej przyrody, jeśli mają zróżnicowane rodzaje traw i dzikich kwiatów, a rodzime drzewa lub lasy w gospodarstwach rolnych mogą jednocześnie spełniać oba wymogi.
Protestujący rolnicy mówią jednak, że dla niektórych z nich oznaczałoby to faktyczną utratę jednej piątej ziemi rolnej, na co nie mogą sobie pozwolić, zwłaszcza że zmagają się równocześnie z rosnącymi kosztami produkcji, które tylko w ostatnim roku wzrosły o 15 proc. Protestujący farmerzy wytykają też rządowi, że nie wziął pod uwagę rolników, którzy są jedynie dzierżawcami gruntów i nie mogą ich zadrzewiać wbrew woli właścicieli.